Informacje

  • Wszystkie kilometry: 18300.61 km
  • Km w terenie: 188.30 km (1.03%)
  • Czas na rowerze: 30d 00h 30m
  • Prędkość średnia: 25.40 km/h
  • Suma w górę: 0 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Gracku.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

4. 100-200 km

Dystans całkowity:4461.07 km (w terenie 42.20 km; 0.95%)
Czas w ruchu:187:32
Średnia prędkość:23.79 km/h
Maksymalna prędkość:57.10 km/h
Suma kalorii:52231 kcal
Liczba aktywności:37
Średnio na aktywność:120.57 km i 5h 04m
Więcej statystyk
Wtorek, 17 czerwca 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Etap 6: Hel - Gdańsk

Początkowo etap ten mieliśmy jechać dzień później, ale sprawy się pokomplikowały i z Helu musieliśmy wyjechać dzień wcześniej. Etap spokojny był do trójmiasta, gdzie przez sporą część jechaliśmy główną, dwupasmową drogą i to w godzinach popołudniowego szczytu. Na drodze było więc dość ciasno, trzeba było się trzymać blisko prawej strony drogi, a dodatkowo pierwszeństwo wymuszali nam zarówno kierowcy, jak i piesi. W tej atmosferze ukazała się pierwsza poważna premia lotna - Gdynia. Nadający w tym czasie tempo Skrzat wykorzystał trudne warunki do ataku i pewnie zgarnął pierwszą z trzech koron tego dnia.
Chwilę później zaczęły się ścieżki, którymi przemierzyliśmy niemal całą dalszą drogę. Trzeba przyznać, że Trójmiasto pod tym względem jest naprawdę rewelacyjnie rozwinięte. Na tyle, że fragmentami ścieżki są jednokierunkowe - osobny pas dla jadących w jedną, osobny dla jadących w drugą stronę. Super!
A ponieważ warunki sprzyjały, to o Sopot zawalczyliśmy. Jaca próbował bronić się na wszystkie sposoby, ale mimo ostrej jazdy zdołałem wyszarpać drugą koronę. Co do trzeciej, to były wątpliwości czy w ogóle będzie do zgarnięcia, ale po minięciu molo w Sopocie i kilku kolejnych kilometrów, z zarośli ukazała nam się upragniona tablica Gdańsk, o którą walczyliśmy przez kilkadziesiąt metrów. Po paśmie niepowodzeń spełniłem oczekiwania i dokonałem tego! :) Do campingu mieliśmy jeszcze kilkanaście kilometrów, a po drodze czekała nas druga w całej eskapadzie przeprawa promowa.

Uczestnicy:
Gracku
Skrzat
Poniedziałek, 16 czerwca 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Etap 5: Ustka - Hel

Z Ustki wyjechaliśmy chwilę po 6:00, ale nie było innej opcji, skoro przed nami był najdłuższy etap. Początkowo było dość zimno i trochę mniej ścigania niż dzień wcześniej, bo jazda we dwójkę nie wyzwala takiej waleczności, co we trójkę. Choć Skrzat "urwał" mi kilka lotnych premii. ;) Odgrażałem się, że po wczorajszym nieudanym pościgu, dzisiaj szykuję się na pierwsze zwycięstwo etapowe. Byłem niemal pewny swego, ale jeszcze wtedy nie uaktywnił się "rozprowadzający" Waluś.
Ten etap przebiegał w dużej części drogą nr 213, która jakościowo pozostawia wiele do życzenia, przez co Skrzat lekko scentrował tylne koło. Na szczęście nie na tyle, żeby dalsza jazda była zagrożona, ale trzeba było je zacząć oszczędzać.
Etap nie dość, że najdłuższy, to okazał się najtrudniejszy, jeśli chodzi o ukształtowanie terenu. Było dość dużo podjazdów, a każdy kolejny przeklinaliśmy nie tylko pod nosem, ale i głośno artykułując opinie o nim. Kwintesencją tego była miejscowość Jastrzębia Góra, której to nazwę bardzo szybko odczuliśmy w swoich nogach. Podjazd naprawdę wymagający - długi i stromy. Tam trochę urwałem się Skrzatowi i rozpocząłem ucieczkę przed lotną premią we Władysławowie. W międzyczasie zmieniłem jednak plany i trochę zacząłem urozmaicać, ale Skrzata dopadł głód, więc zorganizowaliśmy postój na uzupełnienie kalorii. Władysławowo ostatecznie zdobyłem, ale tyle mojego na tym etapie...
Po wjeździe na cypelek jechało się przyjemnie, głównie ścieżką rowerową, której jakość była całkiem przyzwoita. Minęliśmy Chałupy i w Kuźnicy przystanęliśmy, aby popodziwiać zatokę i nabrać sił przed decydującym rozstrzygnięciem. Przed nami były jeszcze Jastarnia, Jurata i finalnie Hel, czyli jeszcze około 20 km. Na ostatnim fragmencie to ja nadawałem tempo peletonu i zamierzałem zaatakować na 160-tym kilometrze. Niestety 2 km wcześniej Skrzat zaatakował tablicę końcową Juraty, za którą kilka metrów dalej stała jak byk tablica Hel! Nie było by w tym może nic dziwnego, gdyby nie dwie rzeczy: do pierwszych zabudowań Helu było jeszcze około 9 km, a po drugie zostałem bez mydła wy... sterowany przez koalicję Skrzat-Waluś. Ten drugi z oddalonego o około 350 km Szczecina rozprowadził kolegę korzystając z możliwości stworzonych przez Google Street View.  O-SZU-ŚCI!!! :) Byłem zawiedziony kolejnym niepowodzeniem na etapie, ale jednocześnie śmiałem się z akcji zorganizowanej przez koalicję. :)

Uczestnicy:
Gracku
Skrzat
Niedziela, 15 czerwca 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Etap 4: Ustronie Morskie - Ustka

Jeden z trudniejszych odcinków, jeśli chodzi o trudności nawigacyjne. Wątpliwości pojawiły się już na siódmym kilometrze, ale po krótkiej analizie "psy szczekały, a karawana pojechała dalej". I to pojechała po zaplanowanej trasie. Warunki ciężkie, bo początkowo droga przebiegała przez las, a nawierzchnia była piaszczysta. Później warunki się polepszyły i mijając kilka mniejszych kurortów (w tym Sarbinowo, które na mnie zrobiła duże wrażenie), dotarliśmy do Mielna. Ponieważ pogoda sprzyjała postanowiliśmy zamoczyć nogi w Bałtyku. Następne kilkanaście kilometrów przejechaliśmy wzdłuż jeziora Jamno, po minięciu którego czekała nieplanowana, ale chyba niezapomniana premia lotna w Rzepkowie. Wioska jak tysiące w Polsce, kilka domów na krzyż, ale jak tego dnia stwierdził Waluś - "tablica to tablica" i ta padła jego łupem, przez co uzyskał zaszczytny tytuł króla Rzepkowa. :) Następne było Iwęcino, do którego wjechaliśmy polną drogą, ale żeby zdobyć tę tablicę Skrzat wjeżdżając pojechał w przeciwnym do założonego kierunku, nadkładając około 150 metrów, ale w końcu tablica, to tablica... :)
W atmosferze dopisywania do dorobku kolejnych tablic dojechaliśmy do Darłowa, gdzie czekała nas przerwa nad samym morzem. Tam też Skrzat przyznał się, że keczup, który nabył dwa dni wcześniej w Świnoujściu, nadal jedzie z nim. Dodam tylko, że specjalnie kupiliśmy mały, żeby szybko się z nim uporać i nie wozić. Ale Darłowo to nie koniec keczupowych wojaży. :)
Z Darłowa przewidywane były dwie trasy dojazdu do jeziora Kopań. Niestety z pierwszej musieliśmy zrezygnować, bo trasa wiodła przez tor motocrossowy, który akurat był zajęty. Wyjechaliśmy więc z Darłowa, za którym ukazała się tablica oznajmiająca, że do Ustki pozostało 38 km. Ku "uciesze" kompanów w planie były jednak atrakcje i chwilę później zjechaliśmy z najkrótszej drogi do dzisiejszego celu. Zanim dojechaliśmy do atrakcji, czekały nas "atrakcje" w postaci stromych i wcale nie najkrótszych podjazdów, zamienionych w premie górskie. Tutaj muszę się pochwalić, że byłem chyba najlepszym "góralem" całego tour'u. ;) Chwilę później okazało się jednak, że warto było zboczyć z trasy 203, bowiem wjechaliśmy na wał, po którego lewej stronie rysował się Bałtyk, a po prawej jezioro Kopań... widok super! Dodatkowo po kilku kilometrach dojechaliśmy do wyschniętego kanału, który łączy oba zbiorniki wodne. Tam też ja i Skrzat zażyliśmy jedynej i zimnej kąpieli w morzu. Przerwa trwała pewnie ponad pół godziny, ale okolica była naprawdę urocza.
Dalej droga była znowu nieco bardziej wymagająca, bowiem sporo jechaliśmy lasem, ale od Jarosławca było już więcej asfaltu, co z powrotem spowodowało wyścigi do kolejnych tablic. Szarpanie tempa, pod koniec etapu dało się we znaki Walusiowi, który narzekał na ból kolan, ale chyba ani przez moment dojazd do mety nie był zagrożony.
Ponieważ Ustka zbliżała się wielkimi krokami, to tradycyjnie zaczęły się szachy. Tutaj wielkiego wyczynu dokonał Skrzat, który zaatakował niespodziewanie około 7 km przed metą i zdołał zbudować około pół kilometrową przewagę. Początkowo chętnych do pościgu nie było, ale Waluś odżył i siedząc mi na kole mobilizował do walki. No więc podjąłem rękawicę i kilka następnych kilometrów cisnąłem ile mogłem, ale Skrzat nie zamierzał odpuszczać. Przewaga malała. Kiedy wynosiła już poniżej 300 metrów miałem nadzieję, że pościg się powiedzie. Przycisnąłem jeszcze mocniej, ale widząc to Skrzat, zrobił podobnie i mimo, że było naprawdę blisko (około 50 metrów straty) naszym oczom ukazała się tablica Ustka. Z gestem triumfu Skrzat minął ją jako pierwszy, zapisując się na trwałe w annałach naszych potyczek, a uczucie mu towarzyszące wspominał długo po zakończeniu całego wyścigu. :)
Ustka oznaczała definitywną metę dla Walusia, który mimo braku przygotowań przejechał z nami 3 etapy, liczące niemal 400 km. Szacun!

Uczestnicy:
Gracku
Skrzat
Waluś

Sobota, 14 czerwca 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Etap 3: Świnoujście - Ustronie Morskie

Po wczorajszym sukcesie i etapowym i energetycznym Maciej nie odłączył się od peletonu. :) Rozruch do promu to typowa "dojazdówka". Później tempo wzrosło, a pierwsza premia lotna w Międzyzdrojach przypadła w udziale Skrzatowi, który nie sygnalizując ataku, wysunął się na czoło stawki około 100 metrów przed tablicą miejscowości. Przemierzyliśmy całą promenadę, zahaczając o molo, a później... było już tylko gorzej. ;) Zaczęły się liczne podjazdy, niektóre kilkuset metrowe. Wprawdzie w ślad za nimi szły zjazdy, ale nawet one nie były w stanie zrekompensować sił straconych na powolnym mieleniu. Waluś przyznał, że pierwszy raz od Szczecina musiał zejść na dwójkę z przodu. :)
Wyjeżdżając z lasu, w Wisełce, naszym oczom ukazała się ciemna chmura i pomni wczorajszych doświadczeń przycupnęliśmy do przystanku autobusowym, co już 2 minuty później okazało się strzałem w dziesiątkę. Solidnej ulewie "kibicowaliśmy" na szczęście tylko jako obserwatorzy.
Dalej trzymaliśmy się trasy 102 aż do Pobierowa, przed którym ogłoszona została lotna premia. Niestety od momentu ogłoszenia do samej tablicy mieliśmy jeszcze około 5 km, co spowodowało mocne nadszarpnięcie sił moich i Walusia. Skrzat po zdobyciu Międzyzdrojów, tym razem postanowił odpuścić. Ale ja i Waluś wykonaliśmy zdecydowanie za długi sprint, o czym przekonał mnie palący ból w udach, na szczęście krótkotrwały i ukojony zdobyciem pierwszego poważnego ośrodka. :) Ale muszę przyznać, że momentami "odcinało". Na szczęście Maćkowi też... :)
Dalsza droga to super widoki podziwiane głównie ze szlaku R10, którego stan fragmentami pozostawia wiele do życzenia. Szczególnie odcinek około 10 km przed Mrzeżynem - najpierw betonowe płyty, a później bruk dał nam się mocno we znaki. Poza tym fragmentem jechało się przyjemnie. Na kilkanaście kilometrów przed metą zaczęły się szachy i rozprowadzanie, co było utrudniane przez spory ruch pieszych i rowerzystów na szlaku. Pod koniec zorganizowaliśmy dłuższy postój w Kołobrzegu i przejażdżkę po nieczynnym (czy aby na pewno?) lotnisku kilka kilometrów dalej. Ostatecznie etap nie został rozstrzygnięty, bowiem na skądinąd europejskim szlaku zabrakło tablicy miejscowości, w tym przypadku Ustronia Morskiego.

Uczestnicy:
Gracku
Skrzat
Waluś
Piątek, 13 czerwca 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Etap 2: Szczecin - Świnoujście

Miał być to jedyny etap, w którym towarzyszył nam Waluś, ale jak się później okazało, była to tylko przygrywka do dwóch kolejnych dni. :) Trzeba przyznać, że o ile od strony przygotowań kondycyjnych Maciej sam deklarował, że okres przygotowawczy nie był przepracowany należycie, o tyle sprawy organizacyjne miał w jednym palcu. Dlatego też dzień wcześniej cała trójka zasiliła swoje bidony napojem energetycznym według mikstury wynalezionej przez Walusia. Do tego nieodłączne Snickersy i batony zbożowe.
Piątek zaczął się na bogato, bowiem jeszcze w Szczecinie najpierw przed światłami w ostatniej chwili zdołałem wypiąć się z pedałów, a potem McWalczak miał spięcie z nadgorliwym kierowcą miejskiego autobusu. Walka na łokcie z przegubowcem nie miała szans powodzenia, ale na szczęście obyło się bez kontuzji. :)
Na pierwszych kilometrach Skrzat oszczędzał siły, ale jechało się spokojnie i przyjemnie. Na około 3 km przed granicą Polsko - Niemiecką Waluś uświadomił sobie i poinformował nas, że nie ma żadnego dokumentu tożsamości. Ponieważ kolejne ponad 100 km mieliśmy przemierzyć "za linią wroga", to informacja była tyleż śmieszna, co niepokojąca. Ale postanowiliśmy zawalczyć. :) Po przekroczeniu granicy ziściło się coś, czego od  początku się obawialiśmy... zaczął siąpić deszcz. Na szczęście był to opad bardziej orzeźwiający niż umożliwiający jazdę, toteż skończyło się na lekkiej niepewności.
Po minięciu 70 km zrobiliśmy dłuższy postój, na którym Skrzat z trudem zbierał energię na dalsze pedałowanie. Na szczęście wkrótce mieliśmy zmienić kierunek jazdy i wiatr miał być w końcu naszym sprzymierzeńcem, więc po około 20 minutach ponownie zasiedliśmy na nasze jednoślady. Po kolejnej godzinie dotarliśmy do Anklam, czyli najbardziej wysuniętym na zachód punkcie naszej całej eskapady. Od tego czasu wiatr wiał w plecy, a Niemcy raczyli nas na fantastycznymi ścieżkami rowerowymi. Było i równo i szeroko, dzięki czemu fragmentami jechaliśmy w trójkę obok siebie tocząc dyskusje i pomału wypatrując granicy Niemiecko - Polskiej.
Ale, ale... zanim udało się dotrzeć z powrotem na nasze ziemie, zrobiliśmy ostatni postój na około 25 km przed celem. Niestety sielanka trwała krótko, bowiem nadchodziła czarna chmura, która nie wróżyła nic dobrego. Postanowiliśmy więc nie przedłużać przerwy i ruszyć dalej. Ale deszcz, a chwilę później ulewa dopadła nas już po kilku minutach. Musieliśmy ratować się krótkim postojem w środku lasu, a gdy ten pomysł okazał się mało skuteczny, ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu choćby fragmentu wiaty, dachu, lub czegokolwiek, co schroniło by nas przed nasilającymi się opadami. Po kilku kilometrach udało się! Dosłownie metrowy daszek nad garażami w miejscowości Dargen okazał się zbawienny.
Później jechaliśmy już bez "pomocy" deszczu, ale trzymając się ścieżek rowerowych trochę pobłądziliśmy, więc postanowiliśmy nie kombinować i do Polski trzymaliśmy się już trasy nr 110. Tuż przed granicą Skrzat i Waluś postanowili zawalczyć o etapowe zwycięstwo i po krótkim finiszu etap padł łupem naszego debiutanta.

Uczestnicy:
Gracku
Skrzat
Waluś
Czwartek, 12 czerwca 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Etap 1: Gorzów - Szczecin

Po 10 miesiącach od zrodzenia się pomysłu, po długich przygotowaniach zarówno sprzętowych, jak i kondycyjnych nadszedł w końcu dzień wyjazdu.
Pierwszy etap to głównie oswajanie się z jazdą z mocno obciążonym bagażnikiem. Przyznam, że pierwsze 20 km to trochę mordęga z dostosowaniem się do nowego ciężaru roweru, ale później już jakoś to szło.
Etap nudny, bez specjalnych widoków, ale też bez nadmiernego ruchu samochodów na starej "trójce". Zwycięstwo etapowe dla Skrzata, bowiem jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że kolejne dni upłyną pod znakiem walki o tablice miejscowości, do których danego dnia zmierzaliśmy (ale nie tylko :-)).

Uczestnicy:
Gracku
Skrzat
Niedziela, 25 maja 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Gorzów - Barnówko - Myślibórz - Lipiany - Barlinek - Gorzów

Uczestnicy:
Gracku

Piątek, 23 maja 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Gorzów - Skwierzyna - Wiejce - Sowia Góra - Gościm - Santok - Gorzów

Uczestnicy:
Gracku

Czwartek, 22 maja 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Gorzów - Lubniewice - Wędrzyn - Bledzew - Skwierzyna - Gorzów

Uczestnicy:
Gracku
Sobota, 10 maja 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Gorzów - Łubianka - Kinice - Renice - Myślibórz - Barnówko - Gorzów

Uczestnicy:
Gracku


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl