Informacje

  • Wszystkie kilometry: 18300.61 km
  • Km w terenie: 188.30 km (1.03%)
  • Czas na rowerze: 30d 00h 30m
  • Prędkość średnia: 25.40 km/h
  • Suma w górę: 0 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Gracku.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

4. 100-200 km

Dystans całkowity:4461.07 km (w terenie 42.20 km; 0.95%)
Czas w ruchu:187:32
Średnia prędkość:23.79 km/h
Maksymalna prędkość:57.10 km/h
Suma kalorii:52231 kcal
Liczba aktywności:37
Średnio na aktywność:120.57 km i 5h 04m
Więcej statystyk
Wtorek, 18 sierpnia 2015 Kategoria 4. 100-200 km

Gorzów - Santok - Skwierzyna - Międzyrzecz - Templewo - Bledzew - Skwierzyna - Deszczno - Gorzów

Uczestnicy:
Gracku
  • DST 114.12km
  • Czas 03:56
  • VAVG 29.01km/h
  • VMAX 49.20km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Kalorie 3700kcal
  • Sprzęt Scott Speedster 50
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 5 czerwca 2015 Kategoria 4. 100-200 km

Gorzów - Strzelce Kraj. - Zwierzyn - Goszczanowo - Lipki Wlk. - Skwierzyna - Gorzów

Uczestnicy:
Gracku
  • DST 103.24km
  • Czas 03:31
  • VAVG 29.36km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 3350kcal
  • Sprzęt Scott Speedster 50
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 29 maja 2015 Kategoria 4. 100-200 km

Gorzów - Baczyna - Witnica - Kostrzyn - Dębno - Myślibórz - Lipiany - Barlinek - Gorzów

Uczestnicy:
Gracku

  • DST 151.99km
  • Czas 05:36
  • VAVG 27.14km/h
  • VMAX 47.90km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 4774kcal
  • Sprzęt Scott Speedster 50
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 25 kwietnia 2015 Kategoria 4. 100-200 km

Myślibórz - Dębno - Sarbinowo - Chojna - Myślibórz

Uczestnicy:
Gracku

  • DST 107.18km
  • Czas 03:33
  • VAVG 30.19km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 3534kcal
  • Sprzęt Scott Speedster 50
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 6 września 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Gorzów - Lipki Wlk. - Drezdenko - Zwierzyn - Górki Noteckie - Gorzów

Uczestnicy:
Gracku
Piątek, 15 sierpnia 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Łężyca - Gorzów

Uczestnicy:
Gracku

Czwartek, 14 sierpnia 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Gorzów - Zielona Góra - Łężyca

Uczestnicy:
Gracku

Sobota, 21 czerwca 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Etap 9: Piła - Gorzów

Przed wyjazdem zaproponowałem Jackowi, żebyśmy do Gorzowa wjechali równo. Czas na podjęcie decyzji dałem mu do czasu, aż nie miniemy Człopy.
Na ostatni etap prognozy ponownie nie były najlepsze, a co gorsza dość szybko się o tym przekonaliśmy. Dosłownie kilka minut po wyjeździe z Piły zaczęło siąpić, a następnie opady się nasiliły. Byliśmy więc zmuszeni przyodziać kurtki przeciwdeszczowe. Jechało się więc ciężko, bo ponownie także temperatura nie rozpieszczała. Jeszcze przed pierwszym postojem nasz dwuosobowy peleton się rozdzielił. Skrzatowi, jak co rano jechało się ciężko, więc na jednym z podjazdów odskoczyłem i postanowiłem, że poczekam na pierwszym postoju. W międzyczasie opady ustały, ale wilgotność powietrza ciągle była wysoka. W takich warunkach przemierzaliśmy kolejne kilometry, znacznie zbliżając się do Człopy, o którą stoczyliśmy krótki, ale intensywny pojedynek, który rozstrzygnąłem na swoją korzyść. Chwilę później, wzorem dnia poprzedniego, zatrzymaliśmy się w przydrożnej restauracji na ciepłą herbatę.
Po drugiej przerwie ruszyliśmy dalej, a chwilę później ostatecznie ustaliliśmy, że dzisiejszy etap, będący jednocześnie metą całej eskapady nie będzie miał zwycięzcy. Postanowiliśmy nie szachować się na finałowych kilometrach i do Gorzowa wjechać jednocześnie. Zbliżając się do Dobiegniewa dało się wyczuć, że wjeżdżamy już na swoje tereny. Zostaliśmy na nich przywitani kolejnym tego dnia deszczem. Postój jednak był w planie, więc nie skomplikowało to jakoś specjalnie naszych planów. Uzupełniliśmy więc płyny i kalorie i umówiliśmy się, że następny i jednocześnie ostatni przystanek zrobimy w Strzelcach.
Na strzeleckim rynku Skrzat przyodział bardziej rowerowy ekwipunek, bo dotąd jechał w długich spodniach. Jak stwierdził na zaplanowanych na mecie zdjęciach musi się jakoś prezentować. :) Za Strzelcami pogoda się odmieniła - wyszło słońce i temperatura rosła, a że nasze kurtki przeciwdeszczowe nie przepuszczały nie tylko deszczu, ale także nie wypuszczały nic na zewnątrz, toteż zrobiło się naprawdę gorąco. Sielanka nie trwałą jednak długo, bowiem w Różankach nadciągnęła mega chmura, więc spodziewaliśmy się, że jeszcze przed metą przyjdzie nam zmoknąć. I faktycznie - tablicę Gorzowa minęliśmy już w strugach deszczu, ale co najważniejsze - wjechaliśmy równo, z rękoma uniesionymi w górę. :)

Uczestnicy:
Gracku
Skrzat
Piątek, 20 czerwca 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Etap 8: Świecie - Piła

Prognowy pogody przewidywały opady deszczu w Pile około godziny 13, więc ze Świecia postanowiliśmy wyjechać bardzo wcześnie. Było także niemal pewne, że deszcz będzie łapał nas także po drodze. Ruszyliśmy więc o 5:25, nie jedząc uprzednio konkretnego śniadania, ponieważ dzień wcześniej było Boże Ciało, więc nie było opcji na zrobienie zapasów. Poratowaliśmy się więc rogalikami i batonami na stacji paliw i ruszyliśmy. Początek był chłodny, bo temperatura nieznacznie przekraczała 10 stopni, do tego liczyliśmy się z tym, że cały dzień wiatr nie będzie naszym sprzymierzeńcem... i nie był!
Na 15 kilometrze dołączaliśmy się do trasy nr 5, ale zanim tego dokonaliśmy czekał nas kilkuset metrowy stromy podjazd. Na tyle stromy, że pierwszy i jedyny raz podczas całej wycieczki skorzystałem z najmniejszej zębatki z przodu. Komentarz Skrzata był jasny i dosadny - "jeździsz jak baba". :) Na 21 kilometrze złapał nas lekki deszcz, więc zatrzymaliśmy się na przystanku autobusowym, który później nazwaliśmy umieralnią. Obaj czuliśmy się tam fatalnie - było wcześnie rano, byliśmy nie wyspani, niezbyt najedzeni, zziębnięci, a przed nami pozostawało około 120 km.
Po przejechaniu kolejnych 15 km opady deszczu nasiliły się na tyle, że kolejny postój był wymuszony. Na szczęście wcześniej ustaliliśmy, że zatrzymamy się gdzieś na śniadanie i akurat natrafiliśmy na dość przyjemną restaurację. Schowaliśmy rowery pod daszkiem i weszliśmy do środka. Było koło 7:30, więc obsługa wydawała się zdziwiona naszą obecnością, szczególnie bacząc na nasz rowerowy ekwipunek. Uraczyliśmy się gorącą herbatą i pyszną jajecznicą, a w tle leciały szanty, które traktowały o sztormie, i że do domu tak daleko. Idealne wyczucie czasu...
Najedzeniu ruszyliśmy dalej. Do Bydgoszczy pozostawało niewiele kilometrów, a pogoda na szczęście nieco się poprawiła. Postanowiliśmy więc zawalczyć o pierwszą lotną premię tego dnia. Obaj stanęliśmy mocno na pedałach, ale tym razem nie dałem Skrzatowi szans. :) W samym mieście zrobiliśmy mały postój na zrobienie zdjęć przy stadionie Zawiszy. Ogólnie Bydgoszcz minęliśmy w miarę szybko, pokonując większą część miasta ścieżkami naprawdę dobrej jakości.
Na 60 kilometrze zrobiliśmy postój na uzupełnienie kalorii i płynów, a Jaca w pobliskim sklepie nabył truskawki, z których później zrobił się kompocik. :) Ale zanim to nastąpiło zawitaliśmy do drugiej tego dnia restauracji na ciepły posiłek i herbatę. Tym razem zatrzymaliśmy się za Nakłem. Później zgodnie stwierdziliśmy, że te przystanki z ciepłymi daniami pozwoliły nam przetrwać ten dzień.
W miarę pokonywania kolejnych kilometrów mojemu towarzyszowi, wzorem dnia poprzedniego, siły wracały, stało się więc jasne, że o zwycięstwo etapowe trzeba będzie mocno powalczyć. Premie górskie brałem jak leciały, a jedna z nich była naprawdę wymagająca. Omijając trasę S5 na obwodnicy Wyrzyska musieliśmy wspiąć się dość mocno, mijając po drodze kilka wiosek, m.in. Bagdad. W samym wyrzysku znowu łapał nas deszcz, ale zdołaliśmy się schować na Orlenie. Mieliśmy już w nogach 105 km, ale decydująca batalia była jeszcze przed nami. Od tego postoju prędkość znacznie wzrosła. Tempo dyktował Skrzat, a ja próbując utrzymać mu się na kole niestety byłem narażony na lekką szprycę spod jego tylnego koła. Przed Piłą zrobiliśmy ostatni przystanek, po którym ja wysunąłem się na czoło, ale na krótko. Jaca chciał mnie przypilnować i wysunął się przede mnie. Na jego nieszczęście przed nami było jeszcze kilka podjazdów, a do tego wiatr ciągle wiał prosto w nas. Schowałem się więc grzecznie za liderem i oszczędzałem siły na decydujący atak. Co chwilę wyglądałem do przodu, czy widać upragnioną zieloną tablicę. W końcu wjeżdżając na szczyt kolejnego wzniesienia w oddali ją dostrzegłem. Nie byłem wprawdzie pewny, czy to na pewno ona, ale nie zwlekałem, szarpnąłem i oderwałem się. Jacek przyznał później, że się zagapił, nie spojrzał do przodu i to kosztowało go zwycięstwo na tym etapie.

Uczestnicy:
Gracku
Skrzat
Czwartek, 19 czerwca 2014 Kategoria 4. 100-200 km

Etap 7: Gdańsk - Świecie

Po dniu przerwy ruszyliśmy w dalszą drogę. Niestety skończyły się piękne widoki, a zaczęła się dużo bardziej ruchliwa droga. Mimo, że do końca wycieczki pozostały jeszcze trzy etapy i około 400 km, dało się wyczuć, że już wracamy. Niestety prognozy pogody na kolejne dni nie były optymistyczne, temperatura w okolicach 15 stopni, możliwe opady i silny wiatr wiejący prosto w twarz.
Ale ten etap rozpoczęliśmy od wizytacji przy stadionie Wybrzeża. Stamtąd droga wyjazdowa z Trójmiasta była już prosta i w większości przebiegała ścieżkami rowerowymi.
W Pruszczu Gdańskim źle pojechaliśmy na jednym rondzie, ale dość szybko udało się wrócić na szlak. Ogólnie jechało się dość ciężko, bo musieliśmy uporać się z niezliczoną ilością wzniesień, a dodatkowo wiatr cały czas dawał o sobie znać. Na jednym z postojów podjąłem trudną decyzję o zakupie kremu Nivea i nawilżeniu narażonej na silne porywy wiatru twarzy, co Skrzat skomentował krótko - "jak baba". :-) Ale i tak nie było to wszystko, co Jaca dla mnie szykował. Na ostatnim postoju, około 18 km przed metą, podczas mojego pobytu w toalecie, Skrzat przypiął mój rower do ławki i zostawił mi kartkę z instrukcją jak znaleźć klucz, co brzmiało mniej więcej "szukaj na spodzie torby". Na odjezdne pomachał mi ruszył. Szanse na pościg były żadne, więc na spokojnie zacząłem szukać klucza, ale po chwili Jaca wrócił i pomógł mi ogarnąć linkę. I to kosztowało go etapowe zwycięstwo! :) Ruszyliśmy więc dalej razem, ale niemal od razu zaczęły się szachy. Jaca nadawał tempo, a ja z tyłu chowając się za nim starałem się oszczędzać siły, maksymalnie unikając wiatru. Na szczęście dla mnie na końcówce było kilka podjazdów, a na jednym z nich zaatakowałem. Odskoczyłem kilkadziesiąt metrów i cisnąłem dalej ile sił w nogach. Meta niestety była przewidziana dopiero za około 4 km, o czym nie mogłem wiedzieć. Ale skoro powiedziało się A, trzeba było powiedzieć B, więc cisnąłem do końca i po samotnym finiszu sięgnąłem po drugie zwycięstwo etapowe. :)

Uczestnicy:
Gracku
Skrzat

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl