Czwartek, 19 czerwca 2014
Kategoria 4. 100-200 km
Etap 7: Gdańsk - Świecie
Po dniu przerwy ruszyliśmy w dalszą drogę. Niestety skończyły się piękne widoki, a zaczęła się dużo bardziej ruchliwa droga. Mimo, że do końca wycieczki pozostały jeszcze trzy etapy i około 400 km, dało się wyczuć, że już wracamy. Niestety prognozy pogody na kolejne dni nie były optymistyczne, temperatura w okolicach 15 stopni, możliwe opady i silny wiatr wiejący prosto w twarz.
Ale ten etap rozpoczęliśmy od wizytacji przy stadionie Wybrzeża. Stamtąd droga wyjazdowa z Trójmiasta była już prosta i w większości przebiegała ścieżkami rowerowymi.
W Pruszczu Gdańskim źle pojechaliśmy na jednym rondzie, ale dość szybko udało się wrócić na szlak. Ogólnie jechało się dość ciężko, bo musieliśmy uporać się z niezliczoną ilością wzniesień, a dodatkowo wiatr cały czas dawał o sobie znać. Na jednym z postojów podjąłem trudną decyzję o zakupie kremu Nivea i nawilżeniu narażonej na silne porywy wiatru twarzy, co Skrzat skomentował krótko - "jak baba". :-) Ale i tak nie było to wszystko, co Jaca dla mnie szykował. Na ostatnim postoju, około 18 km przed metą, podczas mojego pobytu w toalecie, Skrzat przypiął mój rower do ławki i zostawił mi kartkę z instrukcją jak znaleźć klucz, co brzmiało mniej więcej "szukaj na spodzie torby". Na odjezdne pomachał mi ruszył. Szanse na pościg były żadne, więc na spokojnie zacząłem szukać klucza, ale po chwili Jaca wrócił i pomógł mi ogarnąć linkę. I to kosztowało go etapowe zwycięstwo! :) Ruszyliśmy więc dalej razem, ale niemal od razu zaczęły się szachy. Jaca nadawał tempo, a ja z tyłu chowając się za nim starałem się oszczędzać siły, maksymalnie unikając wiatru. Na szczęście dla mnie na końcówce było kilka podjazdów, a na jednym z nich zaatakowałem. Odskoczyłem kilkadziesiąt metrów i cisnąłem dalej ile sił w nogach. Meta niestety była przewidziana dopiero za około 4 km, o czym nie mogłem wiedzieć. Ale skoro powiedziało się A, trzeba było powiedzieć B, więc cisnąłem do końca i po samotnym finiszu sięgnąłem po drugie zwycięstwo etapowe. :)
Ale ten etap rozpoczęliśmy od wizytacji przy stadionie Wybrzeża. Stamtąd droga wyjazdowa z Trójmiasta była już prosta i w większości przebiegała ścieżkami rowerowymi.
W Pruszczu Gdańskim źle pojechaliśmy na jednym rondzie, ale dość szybko udało się wrócić na szlak. Ogólnie jechało się dość ciężko, bo musieliśmy uporać się z niezliczoną ilością wzniesień, a dodatkowo wiatr cały czas dawał o sobie znać. Na jednym z postojów podjąłem trudną decyzję o zakupie kremu Nivea i nawilżeniu narażonej na silne porywy wiatru twarzy, co Skrzat skomentował krótko - "jak baba". :-) Ale i tak nie było to wszystko, co Jaca dla mnie szykował. Na ostatnim postoju, około 18 km przed metą, podczas mojego pobytu w toalecie, Skrzat przypiął mój rower do ławki i zostawił mi kartkę z instrukcją jak znaleźć klucz, co brzmiało mniej więcej "szukaj na spodzie torby". Na odjezdne pomachał mi ruszył. Szanse na pościg były żadne, więc na spokojnie zacząłem szukać klucza, ale po chwili Jaca wrócił i pomógł mi ogarnąć linkę. I to kosztowało go etapowe zwycięstwo! :) Ruszyliśmy więc dalej razem, ale niemal od razu zaczęły się szachy. Jaca nadawał tempo, a ja z tyłu chowając się za nim starałem się oszczędzać siły, maksymalnie unikając wiatru. Na szczęście dla mnie na końcówce było kilka podjazdów, a na jednym z nich zaatakowałem. Odskoczyłem kilkadziesiąt metrów i cisnąłem dalej ile sił w nogach. Meta niestety była przewidziana dopiero za około 4 km, o czym nie mogłem wiedzieć. Ale skoro powiedziało się A, trzeba było powiedzieć B, więc cisnąłem do końca i po samotnym finiszu sięgnąłem po drugie zwycięstwo etapowe. :)
Uczestnicy:
Gracku
Skrzat
- DST 143.34km
- Czas 06:54
- VAVG 20.77km/h
- VMAX 43.60km/h
- Sprzęt Author Compact Logic Series
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj